Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Burmistrz kisi Złotoryję. Skandal na Mistrzostwach

Piotr Kanikowski
Piotr Krzyżanowski
Tu miała być obszerna relacja z XXXV Mistrzostw Świata w Płukaniu Złota w Złotoryi. Mimo dobrych chęci nie moglem jej napisać. Zamiast tego będą więc dwie historyjki ku przestrodze i kilka osobistych refleksji na temat promocji miasta w ujęciu złotoryjskim.

Pierwsza historyjka jest świeżutka, z ostatniej soboty. Razem z Piotrem Krzyżanowskim, fotoreporterem Polski Gazety Wrocławskiej i Panoramy Legnickiej pojechaliśmy na złotoryjski stadion, gdzie rywalizowali płukacze złota. Piotr pociągnął mnie do biura organizacyjnego, po akredytacje dla mediów.

Od pracującej tam młodej dziewczyny w zielonej koszulce dostaliśmy dwa zalaminowane kartoniki na smyczach. Ledwie jednak zdążyliśmy zawiesić je na szyi, z zaplecza przybiegła druga dziewczyna w takiej samej zielonej koszulce. Zapytała, jak się nazywamy, a usłyszawszy nasze nazwiska i nazwę redakcji, zażądała zwrotu akredytacji. Wyjaśniła, że przed chwilą dostała takie polecenie od organizatorów.

Musieliśmy więc ściągnąć identyfikatory, zwrócić je Polskiemu Bractwu Kopaczy Złota i pożegnać się ze Złotoryją. W związku z tym to w zasadzie wszystko co na temat mistrzostw przygotowanych przez PBKZ możemy powiedzieć.

Pierwszy raz spotkaliśmy się z taką sytuacją. Owszem, zdarzyło się podczas innych płuczek, że Piotra Krzyżanowskiego wyrzucano z terenu zawodów. Gdy poskarżył się burmistrzowi Złotoryi, Ireneusz Żurawski tylko pogardliwie prychnął i pokazał mu język. Mnie ignoruje praktycznie od zawsze, to znaczy od czasu, kiedy ujawniłem, że na zwolnieniu lekarskim występując pod fałszywym nazwiskiem reprezentował Polskę podczas mistrzostw w płukaniu złota w Japonii.

Przywykłem. Są ludzie, na szacunku których zależy mi znacznie bardziej. Jestem gotów przeboleć osobiste afronty. Mimo zastrzeżeń do kręgu ludzi rządzących Złotoryją od lat konsekwentnie piszę jak piękne to miasto i jak wspaniałych ma mieszkańców.

Sprawa jest jednak poważniejsza, niż urażona godność osobista dwóch dziennikarzy.

Po co się robi takie mistrzostwa? Po to, żeby płukacze mogli się spotkać? Żeby mieszkańcy napili się piwa i poskakali na koncercie T.Love? Jasne, to też. Ale także po to, żeby wszelkimi możliwymi kanałami w świat poszła informacja, że jest takie miejsce jak Złotoryja. Że ma niesamowitą historię. Że ludzie płuczą tam złoto i robią inne fajne rzeczy. Że można w tej Złotoryi zatrzymać się na kilka godzin lub kilka tygodni i nie będzie nudno. W końcu, że warto tam zainwestować pieniądze.

Bez pomocy mediów i mistrzostwa, i Polskie Bractwo Kopaczy Złota, i Złotoryja będą się kisić we własnym sosie. Na zawsze pozostaną jak zamknięty słoik ogórków. Zrażając do siebie redakcję za redakcją, miasto przegrywa wyścig z innymi, bardziej otwartymi miejscowościami. Szukająca pomysłu na weekend rodzina zamiast o płuczkach przeczyta o targach chleba w Jaworze. Turysta zamiast o kopalni złota w Złotoryi dowie się o kopalni w Złotym Stoku. Inwestor pojedzie szukać miejsca na fabrykę do Chojnowa, który ma sympatyczniejszego burmistrza.

Nie sądzę też, aby sponsorom podobała się współpraca z partnerem, który reprezentuje ich interesy w ten sposób, że wyrzuca media za drzwi. Razem z dziennikarzami wyrzuca bowiem za te same drzwi kilkuset, kilka albo kilkanaście tysięcy potencjalnych klientów. Unia Europejska, wykładając pieniądze na złotoryjskie mistrzostwa, chciałaby, aby jak najwięcej eurosceptyków dowiedziało się o jej geście. Ale jak się dowiedzą, skoro nikt o tym nie napisze?
Złotoryja obchodzi w tym roku jubileusz 800-lecia nadania praw miejskich. Następna taka okazja do promocji pojawi się za 100 lat.

I co? Nico. Wcale nie zrobiło się o niej głośniej niż w poprzednich latach, choć w kalendarzu impreza goni imprezę. Słój zamknięty, ogór się kisi. Zdecydowanie głośniej o Złotoryi było w 2001 roku, gdy w rynku przez tydzień stała wielka scena, a Tatarzy codziennie walili w ogromny bęben z "Ogniem i mieczem" (choć 790-lecie to mniejsza okazja do świętowania niż 800-lecie). Wydawałoby się promocyjny samograj - jubileusz najstarszego miasta w Polsce, starszego niż Kraków, Gniezno czy Wrocław - został przepięknie zmarnowany.

Na koniec mam drugą z obiecanych historyjek, pozornie tylko niezwiązaną z tematem. W ubiegłym tygodniu złotoryjscy radni dwa razy wręczyli tytuł Honorowego Obywatela Złotoryi. W poniedziałek otrzymał go Herbert Helmrich, długoletni przewodniczący Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, a w czwartek w ten sam sposób pośmiertnie uhonorowano wicemarszałka Jerzego Szmajdzińskiego, wiceprzewodniczącego SLD, zasłużonego m.in. przy pozyskiwaniu funduszy na halę sportową w Złotoryi.

Burmistrz Ireneusz Żurawski negatywnie opiniował przyznanie honorowego obywatelstwa marszałkowi. Radni podjęli decyzję wbrew niemu. Żurawski nie pojawił się na sesji, na której Małgorzata Szmajdzińska, specjalnie przyjechawszy z Warszawy, odbierała wyróżnienie dla męża. Nie udostępniono jej też Złotej Księgi, do której cztery dni wcześniej mógł wpisać się Herbert Helmrich. Zarówno przypadek Małgorzaty Szmajdzińskiej, jak i nasza przygoda na płuczkach, dowodzą, że w Złotoryi można być tylko z władzą albo przeciw władzy. A dla tych drugich nie ma zmiłuj. Nawet gdyby miasto miało przez to stracić.

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zlotoryja.naszemiasto.pl Nasze Miasto