Kto dał się nabrać, że zdemontowany we wrześniu ub.r. grzybek na dobre zniknął ze złotoryjskiego rynku, ten trąba. Inspirowany plażową architekturą plastikowy pawilon restauracyjny, w którym od 2007 r. za przyzwoleniem władz miasta serwowano ciepłe posiłki i piwo, pasował do zabytkowego centrum jak pięść do nosa.
Trudno. Nie pierwszy raz w historii cywilizacji dobry gust przegrał z biznesem (i bynajmniej nie chodzi tu o zyski gminy, bo one – jak ujawniła opozycja burmistrza Ireneusza Żurawskiego – były skromne: za plac właściciel restauracji miał odprowadzać do ratusza zaledwie nieco ponad tysiąc złotych za kwartał).
Grzybek musiał zostać zdemontowany, żeby położyć granitową kostkę w górniej części rynku. W czasie kampanii wyborczej nie kłuł w oczy. Burmistrz, krytykowany za mało korzystną umowę z restauratorem i oszpecenie miasta pawilonem, sprytnie unikał jednoznacznych deklaracji w sprawie przyszłości lokalu. „Umowy na ten obiekt nie ma. Została rozwiązana. Wszelkie domniemania na temat istnienia tego obiektu w miejscu dotychczasowym w przyszłości są nieuprawnione” – zapewniał w grudniu Ireneusz Żurawski.
– „Na dzień dzisiejszy żadnych planów i konkretnych rozwiązań nie ma i jestem przekonany, że plac będzie wykorzystany zgodnie z potrzebami miasta i mieszkańców.”
Żadnych planów i konkretnych rozwiązań nie było? Wobec tego mieszkańcom trudno pojąć, dlaczego pośrodku odnowionego placu już wówczas sterczała absurdalnie skrzynka z przyłączami energetycznymi. Ustawiono ją ukośnie, zaburzając geometrię płyt – to niechlujstwo robotników czy coś innego? Złotoryjanie pytają też, co robi ukryte pod płytą, gotowe do wykorzystania, przyłącze wodno-kanalizacyjne.
Chcąc rozwiać wątpliwości w piątek zadzwoniłem do Tomasza Hamary, właściciela grzybka. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
– Czy to prawda, że grzybek wróci na rynek?
– A pan może coś wie na ten temat? – odpowiada pytaniem na pytanie Tomasz Hamara.
– Nie. Właśnie dlatego do pana dzwonię.
– Ale to nie ja rządzę w mieście – opiera się restaurator.
– Wiem. Ale jest pan właścicielem grzybka...
– Jestem.
– ...więc pomyślałem – kontynuuję – że gdyby grzybek miał wrócić na rynek, pan na pewno coś by o tym wiedział. Mam rację?
– Nie będę o tym rozmawiał na telefon – ucina Tomasz Hamara.
– Niech mi pan powie tylko: wróci czy nie? – błagam
– Nic nie mogę powiedzieć.
Zobacz też: Złotoryja zdobyła tytuł "Aktywne miasto"
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?